Zbudowany został decyzją Zrzeszenia Metalowców. Miał leczyć płuca i drogi oddechowe odlewników i hutników. Jeszcze na desce kreślarskiej został przewidziany jego sanatoryjny fason, pełen kunsztu i przepychu.
Projektanci z wielkim rozmachem przewidzieli prawie wszystko. Duży holl, biblioteka, sala kinowa, kawiarnia i kiosk (w latach późniejszych powstała także kaplica). Dwie klatki schodowe, cztery windy Szerokie zabiegowe schody. Każde piętro to długi korytarz. Po prawej pokoje medyczne, pośrodku recepcja a z lewej pokoje gościnne. Dla wygody kuracjuszy projektanci przygotowali samodzielna łazienkę z natryskiem i ubikacją. W przedpokoju na pensjonariuszy czekała trójdzielna szafa na garderobę i podręczny bagaż. Przytulne pokoiki przeznaczone na pobyt trzech osób. Długi korytarz kończyła sala telewizyjna. Tak wyglądały wszystkie pietra z wyjątkiem ostatniego, tam projektanci przewidzieli taras widokowy. Codziennie dla wypoczywających w budynku pracowało blisko ćwierć tysiąca pracowników medycznych, technicznych i administracyjnych.
Dla laika pięter było dziewięć, dla konstruktorów czternaście. Inżynierowie dołożyli wszelkich starań aby stworzyć arcydzieło, budowlany majstersztyk. A nie było łatwo. Budynek nie miał stanąć na zboczu góry. Budynek miał „wtopić:” się w górę. Stać się jej integralną częścią. Budynek miał się stać góry całością.
Trzecia strefa klimatyczna. Porywiste wiatry i huragany. Siła wiatru; najpierw parcie, później ssanie. Aby budynek nie został wyrwany z fundamentów projekt stał się nie lada wyzwaniem. Inżynierowie wymyślili lekką konstrukcję krzyżową, opartą na żelbetowych słupach i podzieloną stropami Ackermana. Szkieletowa całość została zamknięta w szklanych i ceglanych przepierzeniach.
W celu rozproszenia i ukierunkowania siły wiatru, zewnętrzna fasada budynku wyposażona została w wiatrownice poziome, w miejscu tarasu widokowego wiatrownice pionowe. W ten sposób poziomy, silny napór wiatru kierowany był pionowo w stronę góry. Powracające zaś ssanie wiatru owiewało dolną część budynku. W fazie projektowej podziemie budynku podzielone zostało na dwie części. Jedną na stałe związano z gruntem dwoma poziomami piwnic, drugą zawieszono nad poziomem gruntu na wysokości drugiej kondygnacji stosując filary w kształcie litery „V”. W ten sposób ukośne filary dawały statyczną pewność a utworzony pasaż działał na korzyść równoważenia siły parcia i powracającego od strony góry ssania odbitego naporu wiatru. Projekt był niezwykle odważny. Nowatorskie rozwiązanie bezwzględnie zdało egzamin użytkowy i estetyczny. Nigdy później polskie budownictwo nie miało okazji powtórzenia niczego podobnie spektakularnego (tak samo jak inżynieryjna odwaga przy projektowaniu Katowickiego dworca PKP).
W połowie lat 80 ubiegłego stulecia sanatorium przekazano miastu. Miasto utworzyło samodzielną jednostkę administracyjną. W ten sposób powstał szpital miejski o tej samej nazwie. W 2001 roku Szpital Miejski „Stalownik” przestał istnieć. Budynek został opuszczony. Aż trudno uwierzyć, że nie pokonała go natura, a pokonał go człowiek. (cywilizowany człowiek). A księgi notarialne, w świetle prawa skrzętnie skrywają tożsamość własności.
Kto choć raz odwiedził szpitalne ściany ten wie na kanwie czego wspomnienia te powstały.