A wszystko zaczęło się końcem III kwartału 2012 roku. Do pracowni przyszedł Klient. Kładąc zawiniątko na blacie (nieco nieśmiało) zapytał: „ da się coś z tym zrobić ?”. Rozpakowałem papierową paczuszkę, i … włosy stanęły mi dęba na całym ciele. W rękach trzymałem coś, co w potocznej mowie kustosze określają jako „muzealny obiekt” albo „eksponat” - i jeśli nie znajduje się w magazynach muzealnych, to z pewnością eksponowany jest „pod szkłem”, a zdarza się nawet, że w klimatyzowanym szklanym sarkofagu. A ja właśnie coś takiego miałem w ręku. Była to książka.
Jej wiek odkrywał zapis złożony w kolofonie na ostatniej stronie, datując jej druk na 1510 rok. Oczywiście napisana w języku łacińskim, w charakterystycznym dwukolumnowym układzie tekstu. Były to kazania! Całość oprawiona w oryginalne drewniane okładki, wykonanego z twardego drewna i tu nasuwa się refleksja – prawdą jest jak mawiali nasi nauczyciele, że lekturę „należy przeczytać od deski do deski” – nigdy tego nie umiałem zrozumieć, aż do dzisiaj – do chwili kiedy zakład introligatorski odwiedził właśnie Ten Klient. Jego eksponat „zamknięty” był w drewnianych okładkach, a jego treść spoczywała miedzy nimi. Miedzy deskami skrywała się mądrość tamtych czasów i tamtych lat. Coś pięknego! Czytało się tę Księgę naprawdę „od deski do deski” – tak jak w znajomym mi uczniowskim porzekadle.
W owych czasach drukowano księgi na zamówienie, w bardzo niewielkich nakładach. Każdą zdobiono indywidualnie, a za koszt takiej usługi można było z powodzeniem kupić wieś całą, dlatego trudno określić jak była ona zdobiona. Na pierwszy rzut oka wyglądała na kompletną. Brak okładkowych zdobień przywoływał wyobraźnię i zastanowienie. Aby poprawnie wykonać odbudowę ubytków należało całkowicie inkunabuł rozebrać i prace prowadzić według kolejności na poszczególnych kartach. Składki gotowe zszyto w pojedyncze poszyty, które zaś ósemkowym ściegiem połączono z rzemiennymi zwięzami. Przez cały ten czas ochoczo asystował Właściciel inkunabułu. Wszystkie prace były z nim uzgadniane, a w szczególności prace okładkowe. To jego pomysłem było zdobienie mosiężnymi plakietami, moją zaś propozycją było obłożenie w zwierzęcą skórę. W ten sposób (jak brzmi na grzbiecie środkowa faseta) „RENOVATUM” ukończono na rocznicę 510-lecia „CREATUM” czyli druku, a ściślej jej powstania.
Widok jest piękny. Kazania Vincentego prezentują się nad wyraz okazale. Widzieliście kiedyś uśmiechnięte oczy (?) – to właśnie taki wyraz twarzy miał właściciel jak odbierał swój „obiekt muzealny” .